Pobyt w szpitalu
20.11.2008r - czwartek
W tym dniu zostałam przyjęta do Kliniki Neurochirurgii w 10 Wojskowym Szpitalu Klinicznym. Od razu dowiedziałam się, że operacja jest planowana na poniedziałek 24.11. Zamieszkałam w sali nr 14 z fajną 22-letnią dziewczyną, Magdą, oraz z ciekawską kobietą po 50-tce, która nas zamęczała. Obie miały guza mózgu. A poproś Magdy, to nadal utrzymujemy ze sobą kontakt. Na 3 dni zostałam sama bez rodziców. Moim prowadzącym został por. dr n. med. Marcin Rudaś. Obiad był o 12:30, a że nowo przyjęci pacjenci zostają tylko pierwsze danie, czyli zupę, więc poszłam z rodzicami do bufetu na obiad (placki ziemniaczane). W pierwszym dniu pobytu w szpitalu odwiedziły dwie panie: Pani Zosia, mama mojego kolegi z uczelni z jego bratem, a następne pani Ewa z fundacji "Siła serc", w której posiadam subkonto. Pani Ewa podarowała mi kwiatek w doniczce, który z ukradkiem udało mi się przechować do końca pobytu w szpitalu. A od Pani Zosi dostałam dwie książki. Popołudniu pobrali mi krew. O 16:30 codziennie mierzą temperaturą, przykładając aparat do ucha, a pół godziny później była kolacja. Jednak w tym dniu już jej nie dostałam, ponieważ na drugi dzień rano jechałam na rezonans. Po kolacji Magda włączyła film i sobie oglądałyśmy na laptopie. O 20.30 już leżałam w łóżku. Pół godziny później przyszła pielęgniarka, żeby mnie umyć i poszłam spać. W nocy przebudził mnie i Magdę brzydki zapach. Okazało się, że starsza pani zrobiła w łóżko i trzeba było zmienić pościel oraz wywietrzyć pokój. Chyba o 6:00 mierzą temperaturę, bo na śpiocha przykładają aparat do ucha.
21.11.2008r - piątek
W porze śniadania podjechali po mnie noszami i pan Rysiu szybko przeniósł mnie z łóżka na nosze, żartując czy mój mąż nie będzie zazdrosny, a przecież jestem nie zamężna. Na noszach zawieźli mnie na rezonans magnetyczny. Z tego pamiętam, że zjechaliśmy z 3 piętra do piwnicy, przejechaliśmy przez główne drzwi rezonansu magnetycznego i zostawili mnie w poczekalni. Dwie pielęgniarki podeszły do mnie, założyły mi wenflon na lewej dłoni i pamiętam jak jedna pielęgniarka do drugiej mówiła o valium i wzięła strzykawkę do ręki i włożyła do wenflonu. Nagle poczułam jak mi się oczy zamykają. Obudziłam się już w moim łóżku i nie wiedziałam, gdzie jestem. Gdy zginałam dłoń w nadgarstku, to bardzo urażał mnie wenflon. Zresztą cały dzień byłam zaspana i otępiała przez tą narkozę. Trochę sobie poczytałam książkę, poleżałam itp. I tak minął kolejny dzień. Po obchodzie przyszedł dr Stasiu, który jest rehabilitantem, żeby ze mną poćwiczyć. Super się z nim ćwiczy. A rehabilitację zalecił mi mój lekarz prowadzący. W nocy znów obudził nas brzydki zapach, więc nie wyspałyśmy się.
22.11.2008r - sobota
Dziś dostałam śniadanie, bo nie robili mi żadnych badań. Cały dzień czułam się rześka i wenflon prawie mi nie dokuczał. Jeszcze przed obchodem przyszedł dr Stasiu na ćwiczenia. Fajne rozmawia się z nim. Na obchodzie tylko spytali się, jak się czuję i nic więcej. Nie biorę żadnych leków, tylko rehabilitacja, więc to chyba sanatorium. Po obiedzie w odwiedziny przyszła Martyna, moja długoletnia koleżanka. Była 0,5 godziny. Przyniosła mi upragnioną czekoladę. Nie wiem co się stało, lecz w szpitalu miałam ciągle apetyt na czekoladę pod wszelką postacią. Później jak Martyna wyszła, to poczytałam sobie książkę. Mówiąc szczerze, to podczas weekendu nic się nie dzieje. Po kolacji z Magdą poszłyśmy na świetlicę i do 20:30 oglądałyśmy sobie telewizor lub porozmawiałyśmy sobie z innymi pacjentami. Tak minął kolejny dzień w oczekiwaniu na operację.
23.11.2008r - niedziela
Dziś miał być ostatni dzień bez stymulatora. Niestety było inaczej. Po śniadaniu, dzięki pomocy Magdy, zjadłam 2 Danio. Magda opowiadała mi, że dzień przed operacją nie dostaje się już obiadu, więc wolałam najeść się na zapas. Jeśli to jest możliwe. A propos jedzenia, to od kiedy dowiedziałam się o przyjęciu mnie na oddział, to jadłam za trzech. Jakbym czuła, że w szpitalu będą mnie "głodzić". Po 10:00 przyszedł lekarza dyżurujący na obchód, więc pytam się, czy mogę jeszcze jeść obiad, a on na to, że mogę, bo jutro nie mam operacji. Jak nie mam, to kiedy, a nikt nic nie wie. Po obiedzie przyjechała mama z ciocią i wujem oraz z Wiktorią. Od razu powiedziałam im, że nie mam jutro operacji i nic więcej nie wiadomo. Mama przywiozła mi laptopa z Internetem, więc już nie nudziłam się. Po jakimś czasie poszliśmy do bufetu coś zjeść. Po tym wujostwo pojechało do domu, a mama ze mną została. Wtedy wreszcie odpaliłam laptopa i surfowałam po moich ulubionych stronach. A Magda miała towarzystwo do palenia w postaci mojej mamy. Jak codziennie o 16:30 mierzona temperatura, a o 17:00 kolacja. Natomiast o 18:00 przyjechał w odwiedziny Mirro ze swoją ekipą. No i mieli problem, żeby wejść do szpitala, ponieważ w szpitalu wizyty są: poniedziałek - sobota: 14:00 - 17:00, a w niedzielę 10:00 - 17:00. Jednak po kilkunastu minutach załatwiania lekarz dyżurny zgodził się na 40 minutowe odwiedziny w hollu szpitala. Było super. Przywieźli mi misiaczka na pamiątkę i coś słodkiego, którego mi brakowało. Sylwia, która przyjechała razem z Mirrem, miała akurat urodziny. Pytali się o moje samopoczucie, jak to wszystko będzie wyglądać itd. Po 45 minutach strażnik zakomunikował nam, że czas już minął, ale dał nam jeszcze 5 minut, a teraz pora rozstać się. Tak więc szybko posprzątaliśmy, jeszcze kilka zdjęć zrobiliśmy i oni do Poznania, a ja z mamą na oddział. Około 20:00 obchód i niczego konkretnego nie dowiedziałyśmy się o terminie operacji. Tak więc o 21:30 mama mnie umyła i poszłam spać, a mama poszła do hotelu.
24.11.2008r - poniedziałek
Dziś wrócił Profesor Harat do pracy. Po śniadaniu przyszedł dr Stasiu na rehabilitację z Magdą, a że jeszcze nie miałam operacji, to też ze mną poćwiczył. Powiedział mi, że po operacji przez 3 tygodnie nie mogę nadwyrężać lewej ręki i muszę uważać na urządzenia magnetyczne. Dowiedziałam się, że po iluś regulacjach może wszystko wrócić do stanu pierwotnego, wtedy trzeba obniżyć parametry, a to znaczy, że już nie można podwyższyć stymulacji. Widoczne efekty tejże operacji mogą być widoczne po pół roku. Po 10:00 był obchód i okazało się, że do środy nie jestem na liście operacji, więc znów niepewność, kiedy wreszcie będzie ta upragniona operacja. O 11:00 Prof. Harat miał spotkanie z wszystkimi lekarzami i ustalali grafik na cały tydzień. W trakcie przerwy udało się mamie zapytać się Prof. Harata o termin mojej operacji. Odpowiedział, że najprawdopodobniej jutro. Po 15 minutach przyszedł dr Rudaś i powiedział, że jutro jest planowana operacja. Do 16:00 mogłam jeść, a pić do 24:00. Po obiedzie, gdy mama z Magdą wyszły przyszedł Prof. Harat i powiedział, że jutro o 11:00 zoperują mnie. Po tym laptop i komórka poszły w ruch, żeby zawiadomić znajomych o terminie operacji. Popołudniu przyszła pielęgniarka i przyniosła mi płyn do kąpieli, w którym musiałam się cała umyć. O 15:00 zjadłam prawie wszystko, co było słodkiego. Ale byłam zła, bo nie mogłam zjeść kolacji, a na niej były jajka, które uwielbiam. Po 19:00 zaczął się ruch. Najpierw przyszła pielęgniarka z pończochami i wytłumaczyła, jak je założyć. Trzeba trzymać nogi wyżej przez 20 minut, a potem ubrać te obcisłe pończochy. Po tym anestezjolog spotkał mamę na korytarzu, więc wypytał się jej o potrzebne jemu informacje o mnie. Po 40minutach przyszedł dr Rudaś i powiedział jak to będzie wyglądać. Ogolą mi całą głowę, ponieważ pół głowy dziwne wyglądałoby to. Po ogoleniu głowy założą mi ramę do czaszki, pokręcając 4 śruby do głowy. Podobne to jest bardzo bolesne. Po tym zawiozą mnie na salę operacyjną, gdzie najpierw dadzą mi nieczulenie miejscowe w głowie. Będę wszystko słyszała, np. wiertarkę, która zrobi mi 2 dziury w lewej półkuli. Do gałki bladej w lewej półkuli mózgu wszczepią mi stymulator. Potem dadzą mi całkowitą narkozę i wszyją mi baterię w lewej części klatki piersiowej. Dzięki temu prawa strona mego ciała polepszy się. Powoli będą ustępować ruchy mimowolne i spastyczność. Ryzyko tej operacji jest jedno, krwawienie występujące 1.8%. Potem powiedział, że poprawi mi się sprawność w prawej ręce, zmniejszy się spastyczność i ruchy mimowolne. Po omówieniu operacji dr Rudaś przyniósł mi dokumenty do podpisania, czyli zgodę na operację. O 21:00 spokojne zasnęłam. W ogóle nie czułam, że już jutro będę operowana.
25.11.2008r - wtorek (Operacja)
Spokojne przespałam całą noc. Przed 8:00 obudził mnie dr Rudaś, jeszcze nie był w stroju lekarskim i powiedział, że zaraz ogolą mi głowę i pojadę na tomograf. Po korytarzu już było słychać wózek z śniadaniem. Za chwilę przyszła pielęgniarka i założyła mi koszulę i wzięła mnie do punktu opatrunkowego i ogoliła mi całą głowę. Po tym poszłam do WC. Po powrocie już czekał na mnie dr Rudaś. Pokazał mi ramę i wytłumaczył mi jak ją przymocują. Nawet przymierzył ją do mojej głowy, żeby ją dopasować. Tę ramę przykręca się potem do stołu operacyjnego i nie ma możliwości, żeby głowa się poruszyła, nawet gdy inne części ciała ruszają się. Po omówieniu funkcji ramy doktor zapytał się, jak zareagowałam na valium przed rezonansem. Odpowiedziałam, że od razu zasnęłam. Tak więc po chwili dostałam zastrzyk i tak jak w piątek, nie pamiętam kiedy pielęgniarka wyjęła strzykawkę. Obudziłam się na sali operacyjnej. Widziałam tylko pielęgniarkę, która trzymała moją prawą rękę i słyszałam głos Prof. Harata. Prof. Harat kazał mi powiedzieć "444", więc powtórzyłam. Pielęgniarka ruszała moją prawą ręką. Wtedy czułam, że ta ręka jest bardzo luźna i sprawna, jakby nie moja. Po tym Prof. Harat znów kazał mi powiedzieć "444", więc wykonałam to polecenie. I znów mnie uśpili. Pamiętam też, że podczas tego przebudzenia było mi nie dobrze. Przebudziłam się, gdy leżałam na korytarzu, lecz jeszcze byłam na pół nieprzytomna, po chwili przełożyli mnie na moje łóżko szpitalne układając mnie na lewym boku, czyli na tej stronie operowanej. W drodze na salę pooperacyjną już wymiotował, oraz po raz pierwszy w tym dniu widziałam się z mamą. Nie wiem o której zaczęła się operacja, bo na sali pooperacyjnej byłam o 11:30. Od razu podłączyli mnie pod monitor, podali mi tlen i kroplówkę, 500ml glukozy. Przez 1,5 godziny, gdy byłam na pół nieprzytomna, moje ciało trzęsło się, tak jakbym miała drgawki z zimna. Nie mogłam zapanować nad moim ciałem, więc mama całą siłą musiała mnie trzymać, żebym nie wyrwała kabelków od monitora, czy kroplówki. Dla mnie to trwało 15minut, a ciśnienie: 60/80 i blada jak ściana. Nawet nie pamiętam, że Magda mnie wtedy odwiedziła. Koleżanka, która też przeszła tą operację, powiedziała, że ona też miała te drgawki po operacji. Po 1,5 godzinie wreszcie na dobre obudziłam się i już mogłam położyć się na plecach i ciśnienie mi wzrosło. Dostałam jeszcze 2 kroplówki. Pielęgniarka podłączając ostatnią kroplówkę żartowała, że dostaję czekoladę w płynie. Drgawki ustąpiły, lecz zaczęły się wymioty, regularne co pół godziny. Gdy miały nadejść to najpierw odczuwałam fale gorąca, potem wymioty i ulga na pół godziny. I tak do 20:00. Po południu znów odwiedziła mnie Magda, ale już byłam w stanie z nią rozmawiać. Chyba o 15:00 przyszedł Prof. Harat z jakimiś lekarzami. Przedstawił im mój przypadek i wyjął urządzenie do stymulacji. To urządzenie wygląda jak palmtop z niby magnesem podłączonym kablem. Ten "magnes" przyłożył mi do baterii na klatce piersiowej, a na palmtopie ustawiał polaryzację. Gdy mi ustawił na 1.8, to dostałam drgawki, powieki mi latały i przed oczami widziałam wszystko na biało. Podskoczył mi też puls i ciężko oddychałam. Dla mamy był szok, myślała, że uszkodzili mi mózg i już jest po mnie. Na szczęście po chwili Profesor zmniejszył mi parametry na 0,7 i wszystko wróciło do normy. O 17:00 wróciłam na moją salę i poznałam moją nową współlokatorkę, panią Wiesię, która czekała na wycięcie oponiaka z mózgu. Trochę porozmawiałyśmy, obejrzałyśmy TV. O 20:00 był obchód. Lekarz spytał mi się, jak się czuję i zapisał mi środek przeciwbólowy na żądanie. Chciałam wziąć środek nasenny, lecz dziś to jest niemożliwie. Nie wiedziałam, jak mam zasnąć. Zawsze zasypiałam na brzuchu, lecz przez tą ranę po baterii nie mogę. Na prawym boku z podniesionym lekko podgłówkiem dało się leżeć wygodne. Jednak pojawił się następny problem, jak trzymać prawą rękę, ponieważ przed operacją przełożyli mi wenflon na prawą dłoń. Tak więc mama poprosiła pielęgniarkę, żeby owinęła mi dłoń materiałem i przywiązała do szczebli przy łóżku. I tak nie mogłam zasnąć, bo to nie była moja pozycja. Mama poszła do hotelu ok. 22:00. W nocy przywieźli nową współlokatorkę po operacji kręgosłupa i wtedy na chwilę zasnęłam. Przez cały dzień urywały się telefony od znajomych.
26.11.2008r - środa
W ogóle nie wyspałam się tej nocy. Co chwilę przychodziły pielęgniarki, że mierzyć ciśnienie lub temperaturę. Pytały się, jak się czuję. Raz musiałam skorzystać z nocnika, bo nie mogłam wstawiać. Rano zadziwiłam moją mamę. Będąc tyłem do mnie podwieszając kurtkę coś do niej powiedziałam. Po chwili doszło do mamy, że ja bardzo wyraźne mówię. Za chwilę było śniadanie, więc mama poszła do dr Rudasia, czy mogę już jeść, bo od poniedziałku od 16:00 nic nie jadłam. Odpowiedział, że już mogę jeść, lecz dziś nie mam jeść produktów mlecznych. Śniadanie jadłam na leżąco, bo gdy usiadłam, to po pierwsze, ściągnął mnie kabelek za uchem do baterii, a po drugie kręciło mi się w głowie. Pani Bożenka musiała jeść na stojąco, bo miała operowany nisko kręgosłup. Zjadłam pół skibki. Po pewnym czasie przyszli ci młodzi lekarze, których poznałam wczoraj podczas stymulacji. Okazało się, że są z Akademii Medycznej we Wrocławiu. Będą tutaj do piątku i będą przyglądać się ustawieniom stymulatora i zapisywać zmiany. O 9:00 zmienili mi opatrunek na głowie i na klatce piersiowej. Pielęgniarka zanim okleiła plaster na klatce, to najpierw posmarowałam 60% alkoholem, więc bardzo łatwo i bezbolesne ściągnęła opatrunek. Rany przemywają jodyną. Głowę i klatkę mam pomarańczowe od alkoholu i jodyny. Jeszcze przed obchodem przyszedł dr Stasiu na rehabilitację i też zdziwiła go moja mowa. Do obiadu na chwilę usiadłam, lecz po 15minutach znów musiałam położyć się. Po obiedzie przyszła na chwilę Magda na odwiedziny. W czasie jej wizyty z razem z panią Bożenką dostałyśmy kroplówkę z czymś wzmacniającym. Pani Bożence szybko zeszła, a ja czekałam ponad 2 godziny, aż mi się ona skończy. Po 16:00 w odwiedziny przyszła pani Zosia. Wtedy 25minut mogłam już sama siedzieć na łóżku. Po kolacji przyszedł prof. Harat z lekarzami z Wrocławia i miałam kolejną stymulację. Ustawił mi na 1.3 stymulator. Profesor już mi pozwolił wstać z łóżka i iść do ubikacji. Wieczorem usiadłam na wózek i podjechałam do ubikacji. Tam po raz pierwszy chwyciłam poręcz prawą ręką i wstałam. Drugi sukces po operacji, a to oznacza, że stymulator działa!!! Na wieczornym obchodzie zapytałam się, czy mogę wziąć środek nasenny, lekarz wyraził zgodę. Gdy przyszła pielęgniarka to z panią Wiesią poprosiłyśmy o tabletkę. Po wzięciu tabletki po 10 minutach już spałam. Cały dzień nic mnie nie bolało, więc nie potrzebowałam środka przeciwbólowego. Miałam podwyższoną temperaturę, ponad 37oC. Przed pójściem spać ponowne mama przywiązała mi prawą rękę do łóżka owijając ją materiałem.
27.11.2008r - czwartek
Wreszcie wyspałam się. Rano nie chciało mi się wstać na śniadanie, więc leżałam sobie do 9:00. Między czasie odwiedzili mnie lekarze z Wrocławia. Już czułam się dobrze, więc usiadłam na łóżko i zjadłam śniadanie. Po śniadaniu przyszedł dr Stasiu i zaczęliśmy wszyscy żartować. Dziś mnie bolała rana na klatce piersiowej, więc ćwiczenia lewej ręki miałam lekkie i po rehabilitacji wzięłam kroplówkę z ketonalem. Godzinę musiałam leżeć z tą kroplówkę, a miałam już dość tego leżenia. Szybko przeszedł ten ból. Po tym zmiana opatrunku. Gdy przyszli lekarze na obchód, to akurat jadłyśmy mandarynki i jeden z lekarzy śmiał się, że sala pachnie z samymi mandarynkami. Po obiedzie już byłam wstanie pisać SMSy, więc napisałam moim znajomym, że żyję i mam się dobrze. Po skończeniu pisania SMSów, pierwszy raz chwyciłam ręcznik prawą ręką i powiesiłam go na poręcz łóżka. Na 15:00 zeszłam z mamą na paraplegię, mama na masaż, a ja do Magdy. 0,5 godz. byłam u niej. Pokazałam jej, jak potrafię chwycić ręcznik prawą ręką i przenieść go. Gdy wróciłyśmy na oddział, to pani Bożenka przekazała nam, że szukał nas Prof. Harat i że mamy iść do jego gabinetu. Poszliśmy do jego gabinetu. Pokręcił mi stymulator na 1.5 i zapytał się jak się czuję. Przed 16:00 odwiedziła mnie pani Ewa z fundacji i była u nas ok. godziny. Po kolacji zamiast głodować, to znów zajadałyśmy się słodkim. No i wreszcie uruchomiłam komputer i odpisałam na maile. Przez cały czas, chcąc skorzystać z WC, szłam za rękę a poręcz chwytałam prawą ręką. Znów miałam ponad 37oC. Podczas obchodu wieczornego z panią Wiesią ponowne poprosiłyśmy o tabletkę nasienną. Bardzo szybko zasnęłam. Mama mi tylko owinęła prawą rękę z materiałem bez przywiązywania jej do barierki. Znalazłam sposób, w jakiej pozycji mam trzymać rękę, żeby nie wyrwać wenflonu.
28.11.2008r - piątek
Dziś obudziłam się rześka. Gdy usiadłam na łóżko, to znów mnie bolała mocno rana na klatce piersiowej. W nocy lepiej goi się i rano nie jest rozciągnięta rana. Dlatego znów wzięłam kroplówkę. Ćwiczenia miałam po kroplówce, więc dr Stasiu nie musiał oszczędzać mojej lewej ręki. Dziś dr Stasiu chciał zobaczyć jak chodzę. Właściwie mama mnie tylko przytrzymuje za rękę, a tak idę prawie sama i pewne stoję. Po 11:00 ponowne odwiedziła nas Magda. Później odwiedzili mnie też lekarze z Wrocławia. Dziś wieczorem już wracają. Potem posiedziałam przy laptopie. O 17:00 panią Wiesię zabrali na stół operacyjny. Dziś też wychodziła pani Bożenka. Wieczorem przyszedł Prof. Harat. Chciał zobaczyć jak chodzę oraz ustawił mi stymulator na 1.8. Chwilę też porozmawiał z nami o postępach. Prof. Harat powiedział też, że w poniedziałek już można wyjąc wszy z głowy. Po tym z mamą czuwałyśmy na korytarzu, kiedy przyjedzie pani Wiesia z sali operacyjnej na salę pooperacyjną. Po 21:00 przywieźli ją. Zaraz mama poszła zapytać się pani Wiesi o samopoczucie. W nocy byłam sama i dziwne czułam się. Zasnęłam już bez tabletki nasiennej.
29.11.2008r - sobota
Gdy obudziłam się, to było dziwne pusto i cicho. Brakowało mi humoru pani Bożenki oraz pani Wiesi. Po chwili przyszła mama i zaraz poszła zobaczyć, jak się czuje pani Wiesia. Po śniadaniu wzięłam kroplówkę, ponieważ bolał mnie brzuch i rana na klatce. O 9:30 przyszła pielęgniarka, żeby zmienić opatrunek. Dziś nie było ćwiczeń. Po 10:00 przyjechała na chwilę pani Bożenka na zmianę opatrunku i żeby pożegnać się. Po 15 minutach do naszej sali przyszła nowa pacjentka, pani Basia, która miała mieć operowany kręgosłup. O 11:30 przyjechała do mnie Martyna Po chwili przyjechał tata i przywiózł mi upragnione czekolady, szczególne kokosową. Po chwili mama z tatą pojechali do cioci, a ja cały dzień z Martyną. Gdyby nie mój pobyt w szpitalu, to ten weekend spędziłybyśmy w Wągrowcu na andrzejkach. A tak andrzejki spędzamy w szpitalu. Po obiedzie pokazałam Martynie cały oddział, odwiedziłyśmy panią Wiesię na sali pooperacyjnej oraz pokazałam jej, gdzie leżałam na tej sali. Tata zostawił aparat, więc Martyna zrobiła mi kilka fotek oraz poznawała funkcje mojego nowego aparatu cyfrowego. Po tym buszowałyśmy po Internecie, szczególne na nk. Bawiłyśmy się, pisząc zabawne komentarze na forum. Po 15:00 przyszła do nas młodsza siostra Martyny, Aneta. Poszłyśmy więc do bufetu, żeby się posilić. Zjadłam moje ulubione placki ziemniaczane. Bardzo fajne nam się rozmawiało i szybko minęła godzina. Po tym w trójkę poszłyśmy na oddział, do sali i porobiłyśmy sobie zdjęcia. Następne odprowadziłyśmy Anetę do windy i zadzwoniłyśmy do kolegi, jak jest na andrzejkach. Potem Martyna zobaczyła jak mierzą temperaturę. Po kolacji poszłyśmy na oddział paraplegii. Magda oprowadziła nas po oddziale, pokazała nam salę rehabilitacyjną, gdzie można samemu też ćwiczyć. Super też mają świetlicę. Nie mogłyśmy tam być długo, bo znów mnie rozbolał brzuch, więc musiałyśmy wrócić na oddział, żeby wziąć ketonal. Ale miałam szczęście, bo rano i teraz Mikołaj, pielęgniarz, mi podłączał kroplówkę. Tylko teraz ustawił mi bardzo wolno ją. W połowie kroplówki przyjechali rodzice. Po pół godzinie tata pojechał do domu i podwiózł Martynę do domu. A ja jeszcze pół godziny siedziałam z kroplówką. Na obchodzie jak zwykle spytali się o moje samopoczucie i po nim mama mnie umyła i poszłam spać po 22:00 bez środka nasennego, lecz tym razem już w towarzystwie pani Basi.
30.11.2008r - niedziela
Dziś nie musiałam wziąć środka przeciwbólowego. Jak zwykle przy niedzieli, nic ciekawego się nie działo. Na korytarzach łóżka nie jeżdżą, pielęgniarki i lekarze nie biegają, po prostu cisza. Po śniadaniu poszłyśmy odwiedzić panią Wiesię na sali pooperacyjnej i usłyszałyśmy dobrą wiadomość, że zaraz wróci do nas na salę. Gdy pani Wiesia do nas wróciła, to porozmawiałyśmy trochę o operacjach, pooglądałyśmy TV. Na obchodzie były standardowe pytania jak się czujemy itp. I tak minął czas do obiadu. Po obiedzie siedziałam trochę siedziałam w Internecie, jadłyśmy trochę słodkiego. Potem zrobiłyśmy sobie wspólne zdjęcia. Po kolacji przyszła Magda, więc poszłyśmy sobie na świetlicę, żeby pogadać sobie. Później chwilkę jeszcze czas na Internet. Po obchodu mama mnie umyła i poszłam spać.
1.12.2008r - poniedziałek
Ostatnie godziny w szpitalu. Mama minimalne się spóźniła, więc siostra oddziałowa zarządziła, żeby pielęgniarka pomogła mi wstać i nakarmiła mnie. Przed 9:00 przyszła pielęgniarka, żeby zmienić opatrunek i wyjąć szwy z głowy. Nawet nic mnie nie bolało. Na wszelki wypadek wzięłam też kroplówkę z ketonalem, żeby nic mnie nie bolało w czasie podróży. Zauważyłyśmy dr Stasia, więc poprosiłyśmy go, czy mogłabym z nim zrobić zdjęcia i zgodził się. Po obchodzie przyszła Magda i była u mnie do mego wyjazdu. Po 11:00 przyjechał też tata, lecz nie mogliśmy jechać do domu, dopóki nie przyjdzie Prof. Harat, żeby podwyższyć stymulację. Gdy tata zanosił bagaże do samochodu, to przyszedł Prof. Harat. Ustawił mi stymulator na 2.1 i powiedział, że na następne ustawienie mam przyjechać po świętach. Przed 12:00 pożegnałam się z wszystkimi. To był trudny moment dla wszystkich, bo choć to był szpital, ciężka operacja, to jednak wspaniały personel medyczny, domowa atmosfera, cudowne współlokatorki i ekstra jedzenie. Bardzo zżyłam się z tym oddziałem, a najbardziej z salą 14. Tak więc przy odjedzie polały się łzy. Od tej pory żyję z stymulatorem w głowie.