Strona główna | Mapa serwisu
 
8 listopada 2004 roku okazało się, że mam szansę na pewną samodzielność. Muszę się poddać operacji. Operacja polega na tym, że wmontują mi stymulatory do mózgu, które pobudzą niesprawne komórki. W związku tym wracam się z uprzejmą prośbą o pomoc przy zebraniu pieniędzy. więcej informacji >>
 
  O mnieOsiągnięciaPoezjaOperacjaPomoc  
  Strona główna > Operacja > Nastroić mózg  
 

Nastroić mózg

Na własne oczy widziałam operację na mózgu przytomnego pacjenta. Ale nie tylko tym zadziwił mnie profesor MAREK HARAT - neurochirurg, który skalpelem leczy padaczkę, chorobę Parkinsona, a nawet nerwice natręctw.

Było po 14, gdy profesor wreszcie się zjawił. Pod gabinetem kłębił się tłum pacjentów. Każdy z historią choroby i wynikami badań.Godzina mojego spotkania z profesorem dawno już minęła, ale nic nie wskazywało na to, że wkrótce się zobaczymy.
Zaczepiłam sekretarkę wychodzącą z gabinetu: - Przepraszam, ja nie jestem pacjentką, byłam umówiona na wywiad...
- Nie, profesor nie może pani przyjąć po godzinie 22. Konsultuje tylko do 21.20 - słuchając mnie jednym uchem, tłumaczyła jakiejś kobiecie próbującej umówić się na wizytę. - Proszę wejść - rzuciła do mnie. - Ale będzie musiała pani jeszcze poczekać. Profesor dopiero co wrócił z bloku operacyjnego.
- Za pół godziny zaczynamy zabieg. Już przygotowujemy pacjenta - woła młody lekarz, wtykając głowę do pokoju, w którym w końcu udało mi się usiąść z profesorem.
OLGA WOŹNIAK: Zawsze tak tu jest?
PROF. MAREK HARAT: Gdyby któregoś dnia było inaczej, poważnie bym się zaniepokoił.
Co pan umie wyleczyć za pomocą skalpela?
- Dużo. Coraz więcej: przywracam władzę w kończynach, powstrzymuję drżenie rąk, zatrzymuję ataki padaczki, uwalniam od uporczywych bólów, usuwam guzy mózgu. Od niedawna umiemy też uwolnić człowieka od objawów choroby psychicznej, na przykład nerwicy natręctw, lęków.
Brzmi jak reklama jakiegoś szarlatana.
- Neurochirurgia czynnościowa to bardzo nowoczesna dziedzina medycyny. Mamy urządzenia, które pozwalają "podejrzeć" żywy mózg. Sprawdzić, co się w nim dzieje i gdzie - z dokładnością co do milimetra. Zawdzięczamy to rezonansowi magnetycznemu, tomografii komputerowej i pozytronowej tomografii emisyjnej.
Umie pan zobaczyć, gdzie w mózgu drzemie depresja, a gdzie radość?
- O tym, że mózg składa się z czynnościowo wyspecjalizowanych modułów, mówił już na początku XIX wieku Franz Gall - twórca frenologii. Przeczucie miał dobre, choć jego założenia były zupełnie błędne - badał zewnętrzny wygląd czaszki.
Frenologia została skompromitowana przez polityków.
- No tak. Wykorzystali ją naziści do wspierania swojej ideologii nadludzi. Z kształtu głowy próbowali odczytać różne cechy charakteru człowieka - oceniali, kto jest bardziej wartościowy, inteligentny, wojowniczy. Ale to było podobne do wróżenia z ręki. Gall znalazł na przykład "narząd kochliwości" na podstawie umiejscowienia najcieplejszych kości czaszki u dwóch niedawno owdowiałych i "emocjonalnych" młodych kobiet.
Traf chciał, że frenologię obalił... jej rozwój.
Jak to?
- Pod jej wpływem na wielu uniwersytetach europejskich pojawiła się moda na psychiatrię biologiczną. Lekarze zaczęli robić badania na zwierzętach i odkryli, że stymulacja elektryczna mózgu zwierząt powoduje, że na przykład ruszają odpowiednią łapą, szczerzą zęby. Zaczęto sprawdzać, jaka jest rola poszczególnych części mózgu. Pomogła tu też I wojna światowa. Było wtedy dużo osób z uszkodzeniami mózgu. Badano wpływ tych uszkodzeń na zachowanie człowieka. W ten sposób odkryto na przykład ośrodki mowy. Okazało się, że to nie kształt czaszki, ale budowa mózgu decyduje o tym, jacy jesteśmy. Marzeniem naukowców stało się stworzenie mapy mózgu.
Udało się?
- Prace trwają. Wciąż mało wiemy. Choć był czas, kiedy lekarzom wydawało się, że wiedzą na tyle dużo, że mogą modelować ludzki mózg i zachowanie.
W 1935 roku Egas Moniz, neurochirurg z Lizbony, usłyszał o eksperymentach, podczas których lękliwym i agresywnym szympansom przecinano włókna nerwowe w przedniej części mózgu. Po operacji, którą nazwano leukotomią, zwierzęta stawały się spokojne i przyjazne. Moniz wypróbował tę metodę na ludziach. Rezultaty były na tyle obiecujące, że niebawem rozszerzył swoją działalność do lobotomii - przecinał połączenia całych płatów czołowych mózgu. Dostał za to nawet Nagrodę Nobla. Po 1940 roku w samej tylko Ameryce wykonano co najmniej 20 tysięcy takich operacji.
Co miały leczyć?
- Agresję, nadpobudliwość, ale i zaburzenia psychiczne: depresję, schizofrenię, stany maniakalne, mimo że nikt nie wiedział, jakie są przyczyny tych chorób ani dlaczego właściwie te operacje pomagają. Efekty były aż nadto widoczne. Pacjenci nie tylko się uspokajali, ale obojętnieli na wszystko. W dodatku wyglądali na półżywych. Zabiegom zaczęto poddawać agresywnych przestępców, niegrzeczne dzieci, oponentów politycznych. Dobrze pokazuje to film "Lot nad kukułczym gniazdem".
Jak to się skończyło?
- Sam Moniz zginął zastrzelony przez jednego ze swych pacjentów poddanych lobotomii. Jednak moda na nacinanie mózgu panowała do końca lat 50. ubiegłego wieku. Gdy w 1952 roku pojawiła się nowa generacja leków psychotropowych, z czasem zarzucono tego typu praktyki. Bardzo boleję nad złą sławą, którą okryły się operacje mózgu w zaburzeniach psychicznych. Nieraz padam tego ofiarą. To bardzo przykre.
Bo pan też grzebie ludziom w mózgu.
- Ja ich leczę, nie okaleczam. Stosuję uznane na świecie metody. Takie zabiegi wykonuje wiele szpitali. Dyskusje rozpętały się rok temu, gdy przeprowadziłem pierwszą w Polsce operację psychochirurgiczną. Pacjentem był mężczyzna cierpiący na zespół natręctw. Nie mógł spać, odczuwał lęki, przymus wykonywania absurdalnych czynności, które nie pozwalały mu normalnie żyć. Kilka razy próbował popełnić samobójstwo. Nie pomagały mu żadne leki, żadna terapia. Leczył go profesor Janusz Rybakowski z Akademii Medycznej w Poznaniu. Kiedy usłyszał, że przygotowuję tego typu operację, polecił mi swojego pacjenta.
Pomogło mu?
- Zaraz po operacji ustąpiły wszystkie objawy. Dziś poprawa wynosi 60 procent: pacjent może normalnie spać i wykonywać domowe czynności, pomaga żonie.
Ale pewnie są jakieś efekty uboczne?
- Nie. Dziś nie tniemy na oślep, zmieniamy w mózgu tylko to, co chcemy. Nasze działania nie mają nic wspólnego z operacjami sprzed 60 lat.
Kiedy zdecydował się pan operować choroby psychiczne?
- To była długa droga. W 1993 roku, w czasie gdy pisałem pracę habilitacyjną, byłem na stażu w Kanadzie, w Toronto. Miałem tam obserwować to, co mnie wtedy interesowało - postępowanie w urazach rdzenia. Ale chodziłem po różnych salach operacyjnych, podpatrywałem, co oni tam robią.
Wtedy zetknąłem się z neurochirurgią czynnościową. Przekonałem się, że można operacyjnie znieść na przykład drżenie rąk u osób z chorobą Parkinsona. W Polsce nikt tego nie robił. Te zabiegi wydały mi się tak skomplikowane, że pomyślałem: "Nigdy się za to nie wezmę". Zmieniłem zdanie trzy lata później, we Freiburgu. Operacje, które tam zobaczyłem, były jak magia, w tym czasie zmieniła się technika - pacjent w czasie zabiegu był przytomny, lekarz z nim rozmawiał. Stymulował mózg i na oczach wszystkich ręce chorego przestawały drżeć, mięśnie zyskiwały stabilność.
Kiedy zdecydował pan: "Operuję!"?
- W 1999 roku. Pacjent miał 45 lat i chorobę Parkinsona. Tak silnie drżała mu lewa część ciała, że musiał przejść na rentę inwalidzką. Nie mógł sam się umyć, ubrać, z trudem chodził. Lewą ręką wykonywał tylko chaotyczne młynki. Operacja trwała ponad godzinę. Powiodła się. Potem potoczyło się samo. Jest bardzo duże zapotrzebowanie na takie zabiegi. W Polsce 70 tysięcy osób choruje na parkinsona. Na początku operowaliśmy pięć-siedem razy w tygodniu. Potem otworzyliśmy pracownię stereotaksji, która pozwoliła przeprowadzać dwie operacje dziennie.
[Sekretarka chyba wyszła, bo w pokoju obok telefon zaczął dzwonić nieprzerwanie].
Co to jest stereotaksja?
- Obrazowanie trójwymiarowe. Choremu robi się tomografię mózgu i rezonans magnetyczny. Wyniki wprowadza się do komputera, który cyfrowo przetwarza obrazy mózgu uzyskane z badań. Te dane przekłada się na współrzędne specjalnej ramy, którą pacjent będzie miał na głowie w czasie operacji. W ten sposób precyzyjnie możemy dotrzeć do dowolnego miejsca w mózgu.
[Pukanie do drzwi].
Lekarz: - Panie profesorze, dzwonimy i dzwonimy. Pacjent jest gotowy do zabiegu od 10 minut.
Profesor Harat: - Chce pani iść ze mną?
W przebieralni dostałam zielony kitel i ochraniacze na buty. Cały czas się rozwiązywały. Maseczka chirurgiczna zsuwała mi się z nosa.
Co to będzie za operacja?
- Z powodu uszkodzenia mózgu pacjentowi drżą ręce i głowa, nie może sam zjeść, ogolić się, herbata wychlapuje mu się ze szklanki. Nie jest w stanie się podpisać. Będziemy chcieli powstrzymać drżenie prawej ręki. Może go pani o coś zapytać, jeśli zechce.
Będzie przytomny?
- Cały czas. Do takich zabiegów podaje się dożylnie środek przeciwbólowy i znieczula się miejscowo skórę głowy, by ją naciąć, wywiercić otwór w czaszce i dostać się do mózgu.
A mózg?
- Mózg nie boli, bo nie ma w nim receptorów bólowych.
Pacjent - około 20-letni mężczyzna - leży na stole operacyjnym okryty chirurgicznymi chustami. Jego głowa umocowana jest w rodzaju imadła. Między włosami prześwieca mu wygolony placek białej skóry.
Profesor: - Jak się pan czuje, boi się pan?
Pacjent: - Nie, nie bardzo.
- Proszę podnieść rękę do góry. Rozszerzyć palce. A teraz zgiąć w łokciu. O, widać wyraźnie, jak bardzo drży. W tej pozycji będziemy porównywali efekty operacji. Proszę już opuścić. Muzyka panu odpowiada? Jeśli nie, możemy zmienić. [Włączone radio rzęzi przebojami lat 80. i 90.].
- Nie, nie. Może być. Chociaż myślałem, że będziemy słuchać Mozarta.
- Mozarta? Teraz poczuje pan ukłucie w głowę i takie rozpieranie. Robię panu zastrzyk znieczulający.
- Moja siostra jest pielęgniarką. Mówi, że chirurdzy słuchają Mozarta w czasie operacji.
- Od Mozarta byśmy tu posnęli. Boli pana? Czuje pan, jak dotykam?
- Nie.
Spod skalpela cieknie strużka krwi. Specjalnym narzędziem profesor rozszerza ranę. Pielęgniarka przyciąga do stołu urządzenie wyglądające na dentystyczny bor. Różnica polegała na tym, że wiertło jest grubości palca. Wywiercenie dziury w czaszce zajmuje kilka sekund. Widać, jak w otworze tętni krew.
Tymczasem profesor przymocowuje do imadła trzymającego głowę pacjenta rodzaj suwmiarki - ramę, na której znajduje się podziałka na centymetry i milimetry.
Wcześniej mózg chorego obejrzano za pomocą tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego. Dokładnie wyznaczono, gdzie znajduje się u niego miejsce odpowiedzialne za drżenie. Na obraz mózgu w komputerze naniesiono siatkę współrzędnych. Teraz asystent podaje dane profesorowi, który ustawia urządzenie. Następnie wprowadza do głowy chorego długą, tępo zakończoną igłę. To elektroda. Nie przebija tkanki mózgowej, ale delikatnie ją rozsuwa, aż czubek dotrze do miejsca docelowego. To niezwykłe, patrzeć, jak kawał drutu zagłębia się w mózgu kogoś, kto w tym czasie jak gdyby nigdy nic ucina sobie pogawędkę. Już jest na miejscu.
Profesor: - Proszę zacząć stymulację.
Asystent obsługujący małe urządzenie stojące na stoliku obok naciska guzik. Przez elektrodę do mózgu pacjenta płynie słaby prąd.
Profesor: - Proszę podnieść rękę do góry. Czuje pan drętwienie?
Pacjent: - Tak. Trochę drętwieją mi palce i twarz.
- To zaraz ustąpi. Widzi pan? Ręka już tak nie drży. Oceniłbym to na 30-procentową poprawę. Może spróbuje pan coś napisać?
Lekarz siedzący obok podsuwa operowanemu kartkę i daje długopis. Ten z mozołem kaligrafuje swoje nazwisko.
- Nie za wyraźnie - mruczy profesor. Zaraz to poprawimy. Musimy chyba tylko przesunąć elektrodę o jakiś milimetr.
Lekarze sprawdzają to na ekranie komputera. Po chwili:
- Proszę stymulować.
Prąd znów płynie do mózgu chorego. Podniesiona ręka drży wyraźnie mniej.
- Proszę coś powiedzieć: Jak się pan nazywa? Gdzie mieszka? Ma pan problemy z mówieniem?
- Trochę trudno mi się mówi.
- Proszę zmniejszyć przepływ prądu. A teraz?
- Teraz dobrze.
Nazwisko napisane na kartce też wygląda dużo lepiej.
- No dobrze, to teraz stymulujemy drugi punkt. Proszę.
- Czuję pulsowanie mięśni twarzy, jakby mi tam serce biło.
- Proszę trochę zmniejszyć natężenie prądu. A pan niech pokaże język. No, już nic nie drży. Jak z pana mową?
- Dobrze, ale trochę drętwieją mi palce.
- Zaraz to poprawimy.
W osłupieniu przyglądam się, jak zespół lekarzy "stroi" mózg człowieka. Niczym śnieżący telewizor albo fałszujący instrument muzyczny. Za kolejnym przekręceniem gałki stymulatora ręka przestaje drżeć. Mężczyzna z namaszczeniem kaligrafuje swoje nazwisko. Przechodzi także tak zwany test szklanki wody. Lekarz podaje mu filiżankę. Pacjent trzyma ją bez problemu, nie rozchlapując zawartości.
Profesor Harat: - I jak, zadowolony pan jest z efektu? Możemy kończyć?
Mężczyzna patrzy na swoją rękę - wskazującym palcem może teraz bez problemu trafić w wyznaczony punkt.
- To już mi się bardziej ręce trzęsą - żartuje anestezjolog.
- Tak, kończmy - decyduje operowany.
Prąd jest puszczony przez dłuższą chwilę. Pacjent ma zaciskać dłoń i liczyć.
- ...10, 11, 12 - koniec.
- No, chyba nie było tak strasznie?
Profesor wyjmuje elektrodę z głowy pacjenta i zaszywa skórę. Zakłada opatrunek. Nie zauważyłam, że w czasie operacji ktoś wyłączył radio. Teraz włączono je znowu. "You are simply the best" - chrypi głos Tiny Turner, a ja czuję się jak w filmie.
Imponujące! [W gabinecie profesora poczułam się zdecydowanie bardziej swojsko]. Co pan właściwie zrobił?
- Zniszczyłem prądem punkt w mózgu, który wywoływał to drżenie. W okolicy mózgu zwanej wzgórzem pewna jego część - nazywamy ją jądrem pośredniobrzusznoprzyśrodkowym - odpowiada za synchronizację i precyzję ruchów. U tego pacjenta była uszkodzona. Niszcząc ją, przywróciliśmy równowagę. Właśnie takie operacje robimy u osób z chorobą Parkinsona, którym nie pomaga leczenie farmakologiczne.
Czy po takim zabiegu pacjenci są badani, na przykład przez psychologów?
- Tak, przez neurologów i psychologów. Skłamałbym, mówiąc, że nigdy nie ma skutków ubocznych. U jednej piątej występują przemijające zaburzenia mowy. U czterech procent zostaje jąkanie się i zmiana tembru głosu jako trwałe następstwo. Jednak zysk jest większy niż strata. To drżenie nie wróci.
A co z operacjami chorych psychicznie?
- Jak do tej pory była tylko jedna. Wywołała sporo kontrowersji. Powołano zespół specjalistów do spraw psychochirurgii. Ustaliliśmy, jak kwalifikować pacjentów do operacji. Mam nadzieję, że uda się pokonać nieufność psychiatrów. Na razie część z nich jest głucha na wszelkie argumenty. Woli myśleć, że to, co robię, jest nową odmianą lobotomii.
A jeśli ich pan nie przekona?
- Ziarno zostało zasiane. Ludzie już wiedzą, że taka operacja istnieje. Pytają lekarzy, dzwonią, piszą listy. Proszę nie zapominać, że to nie jest standardowy sposób leczenia chorób psychicznych. To ostatni ratunek dla tych, którym już nic nie pomaga, a spróbowali każdego leczenia. To zresztą jest warunek dopuszczenia do operacji. Więc, być może, nawet jeśli będę operował nie dziesiątki, ale jednego pacjenta w roku, zyskamy tyle, że chorzy psychicznie będą lepiej leczeni przez psychiatrów. Że sprawdzi się każdą możliwość. Może okaże się, że wielu z nich operacja nie będzie potrzebna.
A jeśli w Polsce nie będzie się wykonywać takich zabiegów?
- Za granicą też są szpitale. Ważne, że ludzie wiedzą o tej szansie.
Największa porażka?
- Jest takie powiedzenie, że każdy lekarz ma własny cmentarz. Ja też mam w pamięci takich pacjentów, wspomnienia o nich wracają. Wtedy po raz kolejny zastanawiam się, czy mogłem coś zrobić lepiej, inaczej, a może lepiej było nie robić nic? Mam w pamięci ludzi, którzy może mogliby nawet... no..., tak. Nie ma lekarzy, którzy mają tylko i wyłącznie sukcesy.
Czy z pana wiedzą i doświadczeniem mógłby pan coś polepszyć w zdrowym mózgu? Tu przykręcić, tam podgrzać i na przykład zwiększyć inteligencję?
- Badania pokazują, że po tych zabiegach u chorych podnosi się wskaźnik IQ. Na zdrowym mózgu nie śmiałbym nic robić. Jestem lekarzem, zajmuję się chorymi.
Wierzy pan, że człowiek ma duszę?
- Wierzę.
A gdzie ona jest? W mózgu?
- W mózgu? Nie. Nie wiem.

ROZMAWIAŁA OLGA WOŹNIAK

 

Zapraszam wszystkich do przeczytania o mojej operacji, która znajduje się w dziale O operacji oraz do mojego bloga

Zobacz także moje dotychczasowe osiągnięcia: Microsoft, licencjat i magisterium.

Co planuję jeszcze zrobić? Przeczytaj w dziale Przyszłe plany.

Zapraszam także do wpisywania się do Księgi gości.

POMÓŻ KINDZE

Z góry dziękuję za jakiekolwiek wpłaty. One dają mi nadzieję.... Jeśli chcesz mi pomóc, zobacz w jaki sposób możesz to zrobić.