꧁༺ 𝓢𝔃𝓪𝓵𝓸𝓷𝓪 𝓚𝓸𝔃𝓪 ༻꧂

Wypadki

6.10.2013r
Jest takie powiedzienie: "Gdyby kózka nie skakała, to by ..." prawej dłoni nie uszkodziła. Wczoraj źle obliczyłam rów i wleciałam do rowu na kolanach upadając na prawą rękę. Mam ją teraz obolałą i nic nie mogę z nią zrobić. Jednak warto było, bo zdobyłam pięknego, dużego maślaka, który był zdrowy. A tak na marginesie, to przez 28 lat używałam tylko lewej ręki.Od 5 lat używam obu rąk i teraz nie mogę sobie poradzić bez prawej ręki. Widać jak te stymulatory mi pomogły. Kiedyś prawa ręka była bezużyteczna, a teraz pomaga mi w codziennych czynnościach.

21.02.2017r
Dziś były dramatyczne chwile z moim psiakiem. Oskarkowi stanęła kość w gardle. Wyobrażacie sobie? Będąc tyłem do niego usłyszałam, że wydaje dziwne dźwięki. Szybko zawołałam mamę i zobaczyła, co mu jest. Tak niefortunne utkwiła, że mama nie mogła jej wyjąć. Po 2 próbach szybka decyzja: weterynarz. W ciągu 5 minut mama z Oskarem byli już w samochodzie i jechali. Ujechawszy 6 km zaczął się dusić. Nic więcej tylko zatrzymać samochód i usiadła z Oskim tyłu i spróbowała mu wyjąć i na szczęście udało się... Co za ulga. I nie musieli jechać już do weterynarza. Gdy wrócili, to Oskar żąda tylko głaskania i dużo śpi..... Jakby nam dziękował. Nie wyobrażamy sobie życia bez niego i takiej jego śmierci.... 

12.05.2017r
Kochani, już czuję się o wiele lepiej i wreszcie po 2 miesiącach naładowałam baterię. W poniedziałek osobiście przyjechał do mnie przedstawiciel tej baterii. Podpowiedział tylko, że bateria mogła się obrócić o 180 stopni, ale to trzeba zobaczyć na Rentgenie. Nie będę czekać, żeby w czerwcu jechać do Bydgoszczy na Rentgen i zawalić majowe zawody, więc we wtorek ją obróciłam o 180 stopni i ją naładowałam. No dobra, trochę ryzykowałam, bo mogłam kable uszkodzić, ale wróciła mi energia i chęć do działania.

24.09.2018r
Dawno nie było przygód Kozy, więc dziś miała historyjka. Wybrałam się z moim psiakiem na spacerek i w nadziei, że znajdę grzyby. A zrobiła się ekstra pogoda po porannym deszczu. Ujechałam 1,5 km i znów zaczęło padać. Schowałam się pod drzewo myśląc, że zaraz przestanie padać. Niestety, niebo zrobiło się coraz ciemniejsze, więc jedyna decyzja, to powrót do domu. Poduszka na kolana i szybki bieg. Po ujechaniu 0,5 km zagrzmiało, więc Oskar przyspieszył. Nagle patrzę, a tu w prawym tylnym kole brak powietrza... Cóż, zmniejszyłam prędkość do połowy i w ulewie modliłam się, żeby dojechać. Otworzyłam bramę przy płocie i już jej nie zamykałam, bo mogłam zgubić oponę. W garażu nawet nie zaparkowałam skuter na swoim miejscu. Na szczęście tylko polar i bluzka do zdjęcia, a reszta sucha.